Wiadomości

Przez balkon do mieszkania

Data publikacji 19.07.2015

Mundurowi z oddziału prewencji interweniowali na jednym z katowickich osiedli. Powodem działań była obawa o życie młodej kobiety z zaburzeniami psychicznymi i dwójki jej dzieci. Cała trójka przebywała w zamkniętym mieszkaniu i nie dawała żadnych znaków życia. W akcji brali udział policjanci, załoga pogotowia ratunkowego i dwa zastępy katowickiej straży pożarnej. Po interwencji kobieta trafiła do szpitala, a dzieci przekazano pod opiekę ojca.

Mundurowi tuż po rozpoczęciu nocnej służby, otrzymali komunikat o pilnym wyjeździe na interwencję. Od dyżurnego dowiedzieli się, że w jednym z mieszkań w rejonie katowickiej „trójki” matka wraz z dwójką dzieci zamknęła się w lokalu i nie daje żadnych oznak życia. O pomoc prosił zatroskany mąż kobiety i ojciec maluchów. Z relacji dyżurnego wynikało, że kobieta może przejawiać agresję, z uwagi na zaburzenia psychiczne. Policjanci przyjęli zgłoszenie i niezwłocznie pojechali pod wskazany adres. Na miejscu zastali pogotowie ratunkowe i dwie załogi straży pożarnej. Niestety, pomimo kilku prób, nie udało się nawiązać kontaktu z osobami w mieszkaniu. Obawiając się reakcji matki na próbę siłowego wejścia do lokalu, podjęto decyzję o wejściu do środka przez balkon. Kiedy ratownicy wraz z policjantami znaleźli się na górze, zauważyli dwoje śpiących dzieci. Obecność kilku osób na balkonie spowodowała, że jeden z maluchów obudził się i na prośbę ratowników otworzył okno. Po wejściu do środka dzieci zostały otoczone opieką, a mundurowi rozpoczęli poszukiwania matki. Po chwili znaleźli ją w kuchni, z której nie chciała wyjść. Policjanci przekonywali ją do opuszczenia pomieszczenia, jednak ta stawała się coraz bardziej agresywna. Kobieta nie wierzyła policjantom, że są „prawdziwi”. Cały czas powtarzała, że są „przebierańcami” dlatego nigdzie z nimi nie pójdzie.Mundurowi weszli jednak do kuchni i wyprowadzili kobietę z mieszkania. Po przebadaniu przez lekarza trafiła ona do szpitala. Dzieciom nic się nie stało i po interwencji zaopiekował się nimi ojciec.         

Powrót na górę strony